"To jest miś na miarę naszych możliwości. My tym misiem otwieramy oczy niedowiarkom! Mówimy: to jest nasz miś, przez nas zrobiony, i to nie jest nasze ostatnie słowo!" Bareja to jednak był wizjonerem.
Generalnie chyba jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze czyli powstanie kolejny Miś na miarę naszych możliwości. Skomentuj Zgłoś nadużycie M. Max 10.04.2023 11:00:06.
Ponarzekam. Trudno. Nie tak po polsku, tylko tak od serca. Od serca żaranina. Tak, byłem dzieckiem. Każdy był. A każde, a może każde żar
Gorlice powinny wspierać i rozwijać ruch turystyczny, na miarę potencjału, jaki drzemie w naszym terenie i okolicy, który nie do końca jest wykorzysty
PO PROSTU MIŚ NA MIARĘ NASZYCH MOŻLIWOŚCI” – czytamy. Budowlany absurd w Gołubiu na Kaszubach "Sto lat planowania budowy chodników, kładek i przestrzeni pieszych" - szydzą internauci.
“Miś na miarę naszych możliwości” W Chińskim mieście Wanning, w prowincji Hajnan doszło do hucznej ceremonii ślubnej. Podczas jednego wydarzenia, przysięgi małżeńskie odnowiło aż 108 par zgromadzonych na uroczystości. Ten dzień zapadnie obecnym małżeństwom na długo w pamięć, i to nie tylko ze względu na ich przysięgi.
. Foto: TVN24 | Video: TVN24 Pikieta przed kancelarią premiera Mieszkańcy Inowrocławia pikietują pod Kancelarią Premiera. Nie chcą zmian terminu budowy obwodnicy swojego miasta, który został przesunięty na 2013 rok. W demonstracji bierze udział około 200 osób. W czwartek przed Kancelarią Premiera zebrało się około 200 osób, żeby protestować przeciwko zmianom terminu budowy obwodnicy Inowrocławia. Towarzyszą im rozmaite rekwizyty: trąbki, transparenty, a także pluszowego misia podpisanego "Miś na miarę naszych możliwości". Protestujący chcą złożyć petycję na ręce Donalda Tuska. Chcą dotrzymania obietnic - Jedziemy po to, by zaprotestować przeciwko kłamstwom tego rządu i pana prezydenta! W Inowrocławiu obwodnica jest potrzebna, bo to miasto uzdrowiskowe - przekonywali przed wyjazdem z Inowrocławia mieszkańcy. - Chcemy mieć autostradę, żeby tiry nie niszczyły drogi - dodawali. Według nich, inwestycja ożywi miasto, potrzebna jest jednak konkretna data rozpoczęcia budowy. Organizatorzy zapewniają, że protest ma charakter pokojowy. jk//kdj,gak Dowiedz się więcej... - Pozostałe informacje15 stycznia 2020"Nie tego byli uczeni". Trzej młodzi politycy otworzyli nowy etap sądowych zmian według PiS Jan Kanthak, Sebastian Kaleta i Jacek Ozdoba - to oni firmują sądową ustawę represyjną i przekonują, że jej przepisy są podobne... czytaj dalej »sobota, 12 marcaMedia: Mbappe na dniach podpisze kontrakt z Realem Kylian Mbappe po tym sezonie zostanie piłkarzem Realu Madryt - twierdzi hiszpańska "Marca". Jak poinformował dziennik, Francuz... czytaj dalej »03 marca 2021Lewandowski znów przesłuchany. Prokuratura: nagrania rozmów z Kucharskim nie były modyfikowane Robert Lewandowski był ponownie przesłuchiwany przez prokuraturę, a biegli sprawdzili nagrania jego rozmów z Cezarym... czytaj dalej »07 października 2020Była minister sportu zakażona. "Czuję się dobrze" Była minister sportu Danuta Dmowska-Andrzejuk otrzymała pozytywny wynik testu na koronawirusa. "Czuję się dobrze i chorobę... czytaj dalej »09 czerwca 2020"Nagle zrobiło się czarno i lunęło. Zdjęłam sandały i biegłam dalej". Po 52 latach rozpoznała się na zdjęciu W 1968 roku nastoletnia Grażynka biegła ulicą Puławską i akurat złapała ją ulewa. Bez wahania zdjęła sandałki i w podskokach... czytaj dalej »29 maja 2020Od 19 czerwca kibice wrócą na stadiony. "Nowa, inna rzeczywistość" Od 19 czerwca na stadionach będzie mogła się pojawiać niewielka grupa kibiców. Premier Mateusz Morawiecki przedstawił... czytaj dalej »29 marca 2020Lewandowscy: mamy wpływ na życie tych, którzy się dla nas poświęcająOdtwórz: Lewandowscy: mamy wpływ na życie tych, którzy się dla nas poświęcają Mamy wpływ na to, co się wydarzy - napisała w niedzielę Anna Lewandowska. We wpisie w mediach społecznościowych zaapelowała po... czytaj dalej »22 stycznia 2020Uwaga na załamanie pogody w Tatrach. TOPR ostrzega W środę przed południem w górach mogą gwałtownie zmienić się warunki pogodowe. Przed załamaniem aury ostrzegają ratownicy... czytaj dalej »22 stycznia 2020Ślisko i niebezpiecznie. IMGW ostrzega przed opadami marznącymi Według synoptyków Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, w środę w niektórych częściach kraju aura będzie niebezpieczna.... czytaj dalej »22 stycznia 2020Pogoda na dziś: opady, silny wiatr, do 7 stopni Środa w niektórych częściach kraju upłynie pod znakiem opadów deszczu lub deszczu ze śniegiem. Na termometrach zobaczymy... czytaj dalej »
"Miś" to niewątpliwie film kultowy, z którego śmieją się już całe pokolenia. Przez wielu został uznany najlepszą polską komedią wszech czasów. Czy rzeczywiście jest on tak dobry? Wczoraj po raz kolejny go obejrzałem i postaram się odpowiedzieć na to pytanie. "Miś" opowiada historię Ryszarda Ochódzkiego – prezesa klubu sportowego Tęcza, który wyjeżdża do Londynu w celu pobrania pieniędzy z jednego z tamtejszych banków. Nie jest to jednak takie proste, bo żona wyrwała mu z paszportu kilka kartek. Teraz wymyśla sprytny plan, by zdążyć przed nią. To tyle jeśli chodzi o fabułę, cała ta historia służy jednak tak naprawdę temu, by pokazać absurdy PRL-u. I tu można zadać sobie pytanie: czy współczesna młodzież może się śmiać z filmu ukazującego rzeczywistość w latach 70.? Wydaje się, że może nawet bardziej, bo dla naszego pokolenia rzeczy, które są ukazane w filmie są czymś bardzo niezwykłym. W dzisiejszych czasach nie do pomyślenia jest stanie w kolejkach właściwie za niczym ("ustawcie tutaj kolejkę, żeby było jakieś życie na osiedlu"), brak wody ("myślałem, że to mój synowiec z przyjacielem z Żoliborza, bo tam wody nie mają"), czy robienie z ludzi idiotów wprowadzając "nową świecką tradycję" (dzień pieszego pasażera). A już kompletnym nieporozumieniem jest podawanie nie tego co klient chce, tylko to co akurat jest na stanie albo co sobie wymyśli personel jak dwie wuzetki i dwie kawy albo puree z dżemem. I tak można wymieniać i wymieniać zastanawiając się np., dlaczego w kiosku ruchu sprzedawano mięso. Ten system naprawdę stał na głowie. Gdybyśmy żyli w tamtych czasach, pewnie w wielu sytuacjach nie byłoby nam do śmiechu, ale patrząc na to jedynie z perspektywy ekranu możemy się naprawdę ubawić. Brawa dla twórców za ukazanie życia ówczesnych Polaków w tak żartobliwym tonie. Jednym z moich ulubionych momentów jest ten, w którym matka pewnego mężczyzny wylatuje za granicę. Mężczyzna ten, chcąc pożegnać mamę, nie zostaje wpuszczony na lotnisko bez biletu. Może za to pożegnać ją z tarasu widokowego. Tyle że najbliższy czynny taras widokowy znajduje się we Wrocławiu, podczas gdy oboje są na lotnisku w Warszawie. Natomiast cała historia zwieńczona jest pięknym i wcale nie humorystycznym morałem. Jednak w tym filmie nie tylko absurdy PRL-u możemy czerpać garściami. Mamy tutaj bowiem też bogactwo dialogów, które są zresztą z nimi powiązane. Dialogi to właśnie moim zdaniem największa siła filmu. Całkiem możliwe, że wiele kolejnych polskich komedii, także tych bardziej współczesnych nam brało przykład z filmu Barei, gdzie również humor został zbudowany na dobrych dialogach. Tutaj polegają one na logice, czy wiedzy mieszkańców Rzeczpospolitej Ludowej. O "Gdzie mi z tymi włosami, tutaj jest kiosk ruchu, ja tu mięso mam" już wspominałem, ale mamy też takie klasyki jak "wyngiel je we wiosce, bydzie wojna przed wojną też był" oraz dwie rozmowy o tradycji: "tradycja to jest coś ekstra, ekstradycja" i "tradycja to coś takiego, że jakby zabrali nam furę, to muszą nam oddać samolot. – A furę? – No furę też". O cytatach z tego filmu można by napisać bardzo grubą książkę. Możliwe, że ktoś nawet już to zrobił. Ja na koniec chciałbym tylko przytoczyć mój ulubiony: "-Nie mogę wysłać tej depeszy. Nie ma takiego miasta Londyn. Jest Lądek, Lądek Zdrój. – Ale Londyn, takie miasto w Anglii. – To co mi pan nic nie mówi?". Nie możemy też zapomnieć o aktorach. Główną gwiazdą jest oczywiście Stanisław Tym. Aktor bowiem nie tylko wcielił się w główną rolę Ryszarda Ochódzkiego, ale także jego sobowtóra Stanisława Palucha (jest także autorem kilku dialogów, więc ma naprawdę spore zasługi w sukcesie "Misia"). Trzeba przyznać, że w obu wywiązał się znakomicie. Jako prezes klubu Tęcza cały czas kombinuje, by zdobyć pieniądze z Londynu, z kolei jako Paluch jest raczej zwykłym, prostym woźnicą, który wozi węgiel. Jego jednym z popisowych numerów to dawanie prezentów: kiełbasy podwawelskiej na lotnisku, czy kamyka, który znalazł na ulicy ze słowami: "panie Janie kochany, to kamyk dla pana z Jeleniej Góry. Yyy, z Jasnej Góry. Pan wie kto po nim stąpał". Z kolei jako Paluch najbardziej podobała mi się odpowiedź: "możliwe, że mam ładne włosy, ale ich nie widzę" oraz sytuacja, gdy myślał, że ktoś przyszedł z lustrem. Poza Tymem mamy też całą plejadę polskich aktorów jak: Bronisław Pawlik jako Stuwała, "węglarz" Marek Siudym, Paweł Wawrzecki w roli piosenkarza, czy wreszcie Krzysztof Kowalewski, czyli filmowy reżyser, chociaż mnie osobiście bardziej do gustu przypadł jego reżyser, czyli Jerzy Bończak. Nie możemy też zapominać o trenerze pierwszej klasy Wacławie Jarząbku, który codziennie wyśpiewuje hymn na cześć prezesa, no chyba, że jest chory. Trzeba tutaj również wspomnieć, o Tadeuszu Bartkowiaku, który wcielił się w rolę wesołego Romka. Być może kwestii do powiedzenia (a właściwie zaśpiewania) nie miał zbyt wiele, ale w rolę wczuł się świetnie i przeszedł również na stałe do historii polskiej komedii. Z ról żeńskich ani była, ani obecna kobieta Ochódzkiego (w tych rolach Barbara Burska oraz Christine Paul-Podlasky) nie zrobiły na mnie wrażenia, dlatego wyróżniłbym dwie sprzątaczki, które opowiadają sobie nawzajem, jak to prezes nie zapłacił za szklankę. Ciekawostką jest, że w filmie zagrał także reżyser, czyli Stanisław Bareja jako pan Jan. Wszyscy oni, a także jeszcze kilku nie wymienionych przeze mnie spisali się bez zarzutu, mistrzowsko wpisując się w tę legendarną komedię. Jak widać, film bawi nawet po blisko 30 latach od swojej premiery. Ukazanie komunistycznej rzeczywistości w nie do końca krzywym zwierciadle, ale z humorem, z doskonale dobranymi znanymi aktorami i mnogość dialogów sprawiają, że ten film to istotnie jedna z najlepszych komedii i prawdopodobnie będzie ona bawić przez kolejne 30, a może i więcej lat. Pozycja obowiązkowa dla użytkowników uznało tę recenzję za pomocną (28 głosów).
4 maja minęło 41 lat od premiery filmu „Miś” Stanisława Barei. W wielu mediach skrzętnie odnotowano ten fakt notkami, artykułami, zdjęciami, wywiadami. Tak, jak to się dzieje od wielu już lat. „Miś” został uznany za obraz kultowy obnażający absurdy PRL-u. Scenariusz przepełniony finezyjnymi dialogami jest wspólnym dziełem reżysera i Stanisława Tyma. Dziesiątki scen i tekstów z filmu funkcjonuje w najróżniejszych kontekstach we współczesnej kulturze popularnej i codziennej międzyludzkiej komunikacji. A początki drogi wśród widzów nie zapowiadały takiej chwały. Najpierw film chciała rozerwać i wybebeszyć socjalistyczna cenzura aplikując 38 poprawek i korekt co odbierało sens prezentowania filmu komukolwiek. Gdy w 1981 roku wraz z serią strajków nadeszła cenzorska odwilż, zorganizowano ponowną, znacznie już łagodniejszą kolaudację i w maju „Miś” pojawił się w kinach. Krytycy nie wpadli w euforię recenzując film zjadliwymi opiniami typu: „mamy cienkie aluzje i ukrytą zgrywę, żart o lekkości kafaru i dowcip o przejrzystości artykułu wstępnego”. Przeciwnego zdania byli widzowie. W ciągu kilku miesięcy film obejrzało ponad 620 tysięcy osób. A trzeba pamiętać, że sieć kin była wówczas zdecydowanie skromniejsza. „Miś” osiągnął niebywały sukces frekwencyjny i zajął niekwestionowane miejsce w panteonie kultowych polskich komedii, filmów satyrycznych i filmów mądrych, piętnujących polityczną głupotę, mierność i bylejakość. W pewnym stopniu potwierdza teorię Stanisława Barei definiującą człowieka szczęśliwego. Udzielając wywiadu Jackowi Fedorowiczowi w satyrycznym programie „60 minut na godzinę”, stwierdził, że jeśli jego film obejrzy milion widzów to uzyska się dwa miliony „szczęśliwogodzin”. A to z kolei można przełożyć na życie przynajmniej jednego człowieka, który od narodzin do śmierci jest szczęśliwy. Tytułowy miś, słomiana kukła o poczciwym pysku, obryzgujący w finale filmu wszystkich błotem, z jednej strony stał się symbolem wszechogarniającego kłamstwa, hipokryzji i obłudy, z drugiej zaś ikoną polskiej kultury. Główny bohater filmu, Ryszard Ochódzki grany przez Stanisława Tyma tak misia opisuje: „Wiesz co robi ten miś? On odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa. To jest miś na skalę naszych możliwości. Ty wiesz co my robimy tym misiem? My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie, mówimy, to nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo!”. Replika oryginału misia ustawiona w 2011 na Gliniankach Schnaidera na warszawskim Bemowie, gdzie nakręcono ostatnią scenę z filmu. Autor Hiuppo. Na licencji CC BY-SA źródło: Wikipedia. Jednak… „Skąd się on wziął; ten miś?”, zapytuje Joanna Podgórska w rozmowie ze Stanisławem Tymem zamieszonym w tygodniku Polityka na 40. lecie premiery filmu. Scenarzysta i aktor odpowiada między innymi, że z chęci zbudowania pomnika idiotyzmu. Autorka wywiadu ponawia pytanie kilkukrotnie i otrzymuje różne odpowiedzi. I nic w tym dziwnego skoro odpowiada satyryk. Poza tym, cóż nie jego sprawą jest skąd produkcja filmu misia wytrzasnęła. Etnograf może być w tej materii bardziej precyzyjny. Miś pochodził z Centrali Przemysłu Ludowego i Artystycznego, popularnej Cepelii. Właściwie to były trzy misie; jeden kilkunastometrowy i dwa po około metr pięćdziesiąt. Wszystkie były podobne. Stworzone z wiązek słomy, z opuszczonymi wzdłuż ciała łapami, stożkowym pyskiem i trójkątnymi uszami. Oczy zrobiono z guzików, a szyje ozdobiono czerwoną wstążeczką i żelaznym łańcuchem. Autorem misia słomianego w takiej postaci był artysta ludowy Stanisław Kałuziak, mieszkaniec wsi Chojno położonej nieopodal Sieradza. Artysta dostarczał Cepelii misie słomiane w latach 60 i 70 XX wieku. Sprzedawał je również na festynach i targach sztuki ludowej. Niemniej … „Skąd się on wziął; ten miś?”. Kałuziak nie byłby artystą ludowym gdyby nie czerpał z imaginarium folkloru. Misie artysty nawiązywały do znanego na Śląsku, już w średniowieczu, obrzędu wodzenia niedźwiedzia. Odbywał się on w ostatnie dni karnawału, na zapusty. W wiekach XVII i XVIII po wsiach oprowadzano nawet żywe niedźwiedzie, które wiódł zazwyczaj przebieraniec – Cygan lub Chłop. Częściej byli to mężczyźni przebrani w stój niedźwiedzi wykonany ze słomy i grochowin. Niedźwiednik prowadził na łańcuchu lub postronku niedźwiedzia zatrzymując się przy każdym domu. Tamże miś tańczył w takt muzyki, często obtańcowując gospodynię. W zamian orszak z niedźwiedziem otrzymywał datki w postaci pieniędzy, słodyczy lub alkoholu co miało zapewnić wykup od nieszczęść i chorób. Symbolicznym sensem wodzenia bera było zapewnienie gospodarzom powodzenia, dostatku i szczęścia. Zgoła to odmienne od satyrycznego zamysłu misia umieszczonego w filmie Barei. Choć zamiana ról jest bliska obrzędowym znaczeniom. Wszak karnawał polega na prezentacji „świata na opak”. Nietrudno również zauważyć, że obrzędowy miś przynoszący szczęście świetnie pasuje do wspomnianej teorii człowieka szczęśliwego stworzonej przez Stanisława Bareję. Miś zapustny ze zbiorów PME. Fot. Przemysław Walczak, PME Miś zapustny w Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie nosi numer inwentarzowy 9275. Jest kukłą mierzącą 180 centymetrów, ręcznie wyplataną ze słomy i sznurka. Oczy wykonano ze szklanych baniek, zaś pysk wypełniają zęby w postaci drewnianych kołków. I „Skąd się on wziął; ten miś” w naszym Muzeum? To wiemy bardzo dokładnie. Dotarł do nas w 1960 roku. Powstał niedaleko Nowego Sącza we wsi Moszczenica Wyżna. Jego autorem jest Stanisław Morduła. I jest to miś na miarę tej nocy, Nocy Muzeów 2022 w Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie. Każda odwiedzająca nas osoba będzie mogła misia podziwiać, zrobić sobie z nim selfie i prawdopodobnie uszczknąć odrobinę szczęścia z jego symbolicznej mocy. Autor bloga: Mariusz Jerzy Raniszewski
Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru Niecne czyny wywołują niedowierzanie ogółu... ...lecz można też przyjąć rolę ofiary A może wyjdzie z tego coś jeszcze? Ale fajny misio! Czesio o misiu To jest miś na miarę naszych możliwości. My tym misiem otwieramy oczy niedowiarkom! Mówimy: to jest nasz miś, przez nas zrobiony, i to nie jest nasze ostatnie słowo! Polskie fabryki są dumne z produkowanych misiów! Miś – ulubiona zabawka małych dzieci w wieku 2 do 8 lat. Wszyscy małoletni w tym wieku muszą, ale to muszą mieć misia (przynajmniej według nich, rodzice z reguły sądzą nieco inaczej). Misie często spadają z nieba, jednak tylko te monstrualnych rozmiarów, społeczniackie misie o charakterze quasi-politycznym. Historia[edytuj • edytuj kod] W początkach XX wieku prezydent Theodore Roosevelt był uczestnikiem polowania, jednak gdy już jeden z myśliwych postrzelił młodego niedźwiedzia, polityk okazał miękkie serce i zrezygnował ze wrzucenia zwierzaczka na ruszt. Tak po prostu go wypuścił, nawet go nie lecząc zbytnio, bo to jeszcze nie te czasy, kiedy wszystko ma się pod ręką. Jakiś koleś postanowił uwiecznić tego niedźwiadka w gazecie, dzięki czemu ludzie bardzo polubili tego ssaka i zaczęli tworzyć jego bardziej trójwymiarowe podobizny. Rodzaje misiów[edytuj • edytuj kod] miś przytulanka – wykonany z pluszu i z innych mięciutkich materiałów; służy zwykle nie do przytulania, a do chowania w nim pieniędzy lub tajnych informacji; miś „ładne oczka” – ma błyszczące, lekko smutne oczy, zwykle dosyć twarde, przez co trudniej jest się do niego przytulić; miś guzikowy – najważniejsze są u niego ubranka pełne kolorowych guzików. Z przytulaniem się do niego jak z misiem wyżej. Przy odrobinie szczęścia (i odpowiednio małej pociesze) może służyć za źródło guzików zapasowych; miś słomiany – taki duży miś, „odpowiadający żywotnym potrzebom całego społeczeństwa” i „otwierający oczy niedowiarkom”. Najważniejsze w nim jest to, że ładnie się pali. Ostrzeżenie[edytuj • edytuj kod] Misie – ze względu na różną zawartość – mogą powodować uczulenia, lecz to nie jest najgorsza rzecz. Jeżeli pochodzą z bazaru, to prawdopodobnie będą w nim schowane kradzione przedmioty albo nawet narkotyki. Poza tym, skąd wiadomo, co robią w nocy, gdy dziecko się do nich przytula…? Są na tyle nieduże, że mogą łatwo się schować pod łóżkiem i nie wydawać z siebie żadnego dźwięku. Być może tworzą tam z innymi maskotkami bazę i próbują wykręcać z łóżka śrubki? Ich przymilność i łagodność jest tylko pozorna – wszak ich pierwowzór, czyli niedźwiedź od wieków był symbolem siły, przemocy i uporu. Piosenka[edytuj • edytuj kod] Wymyślono nawet piosenkę o chciwości misiów i ich skłonnościach do siania chaosu. Brzmi ona tak: Jadą, jadą misie, tra la la la la, Śmieją im się pysie, ha ha ha ha ha, Przyjechały do lasu, narobiły hałasu, Przyjechały do boru, narobiły rumoru. Jadą, jadą misie, tra la la la la, Śmieją im się pysie, ha ha ha ha ha, A misiowa jak może, prędko szuka w komorze, Plaster miodu wynosi, pięknie gości swych prosi. Jadą, jadą misie, tra la la la la, Śmieją im się pysie, ha ha ha ha ha, Zjadły misie plastrów sześć I wołają: „Jeszcze jeść!” Jadą, jadą misie, tra la la la la, Śmieją im się pysie, ha ha ha ha ha, Przyjechały do lasu, narobiły hałasu, Przyjechały do boru, narobiły rumoru. Podsumowanie[edytuj • edytuj kod] Dorośli, uważajcie, co zapewniacie swoim dzieciom! Zobacz też[edytuj • edytuj kod] Gang Słodziaków maskotka Ciasteczka pomagają nam udostępniać nasze usługi. Korzystając z Nonsensopedii, zgadzasz się na wykorzystywanie ciasteczek.
Maciej Replewicz, „Oczko się odlepiło temu misiu”, wyd. Fronda, Warszawa 2015 Wydawało Ci się, że o Barei i jego filmach wiesz wszystko? Mnie również – dopóki nie przeczytałam „Oczka…”. Opublikowana przez wyd. Fronda biografia, a raczej monografia reżysera odkrywa wiele zaskakujących szczegółów dotyczących jego życia i twórczości. Nowa, świecka tradycja Tytuł drugiego wydania książki M. Replewicza – „Oczko się odlepiło temu misiu” – budzi uśmiech u większości Polaków, z których większość zapewne czyta te słowa głosem postaci ze słynnej komedii. Cytaty z Barei osiągnęły już w zasadzie w języku polskim status związków frazeologicznych. Kolejne pokolenia nucą „łubudubu” swoim przełożonym i opowiadają o „bardzo dobrym połączeniu”. Trudno uwierzyć, lecz reżyser, którego filmy uznawane są dziś za klasykę polskiego kina, przez współczesnych sobie uważany był za twórcę miernego, nieciekawego. Oskarżano go o bylejakość, sprzyjanie plebejskim gustom. Rzecz jasna, opinia ta padała przede wszystkim z ust innych reżyserów oraz tzw. krytyków – najczęściej reżimowych zresztą. Widzowie od razu poznali się na Barei i – mimo zniechęcających recenzji – całymi tabunami chodzili do kin na jego filmy, ignorując chwalone „dzieła kinematografii socjalistycznej”, które na szczęście przepadły w mrokach dziejów i są znane jedynie filmoznawcom, którzy muszą takie wykwity oglądać w ramach kształcenia. Niespotykanie spokojny człowiek Barei dostawało się również od władz: problemy z cenzurą, braki sprzętowe i finansowe spowodowane antypatią „towarzyszy” – to nie ułatwiało życia reżyserowi. Replewicz udostępnia czytelnikom jeden z oryginalnych zapisów kolaudacji, który pozwala uświadomić sobie, jak za PRL traktowano twórców. Zresztą, już podczas studiów w filmówce młody Bareja był na bakier w władzą – przykładowo, za stanięcie w obronie prześladowanej koleżanki. Autor „Oczka…” w piękny sposób kreśli sylwetkę człowieka, którego szczerość, lojalność wobec przyjaciół, skromność i uczciwość nie pasowały do czasów, w których żył. Podobny obraz widzimy w opowieściach współpracowników Barei, którzy postrzegali go zawsze jako człowieka cichego, nieskorego do złości, cierpliwego i kryształowo uczciwego. Człowieka, którego przez lata bolał cios zadany przez Kazimierza Kutza – dawnego przyjaciela, a następnie zażartego tępiciela. Sporą gratką dla fanów Barei będzie niesłychana ilość „smaczków” wplecionych w jego twórczość. Dla szerszej publiczności, zwłaszcza młodszej – niezrozumiałych może i niedostrzegalnych. Rozliczne nawiązania do nazwisk „towarzyszy” bądź sytuacji z życia filmowców zaskoczą nawet tych, którzy twierdzą, ze znają na pamięć wszystkie barejowskie dialogi. Ale Replewicz nie skupia się jedynie na filmach. Oprócz Barei-reżysera poznajemy również postać mniej znaną: Bareję-opozycjonistę. Podczas gdy współcześni sarkali na twórcę serialu „Alternatywy 4” za to, iż nie przyłącza się do bojkotu TVP, on przemycał w maluchu powielacz, na którym następnie drukował sarkastyczną, opozycyjną gazetkę (której numer możemy zobaczyć w „Oczku…”). „To jest bardzo dobra koncepcja!” Książka napisana jest w sposób bardzo ciekawy i wciągający. Dodatkowym plusem są prywatne zdjęcia i wspomnienia z pracy na planie. Jedyne, co mam do zarzucenia tej publikacji, to drobne pomyłki korektorskie (np. „randez vous” zamiast „rendez vous”). Nie do końca też rozumiem intencje autora przyświecające mu podczas umieszczania rozdziału o współczesnych Ochódzkich. Sam tekst jest wartościowy i nie sposób się z nim nie zgodzić, jednak moim zdaniem nie pasuje on do całości „Oczka…”. Powinien być raczej osobnym felietonem. Ogromną radość sprawił mi autor umieszczając dokładny spis lokalizacji, gdzie kręcono poszczególne sceny z filmów i seriali. Jako Warszawianka od lat próbuję bezskutecznie „namierzyć” niektóre z nich – przewodnik Replewicza okazał się wyjątkowo praktyczny. Generalnie polecam lekturę książki Replewicza – przypadnie ona do gustu zarówno osobom zainteresowanym sztuką filmową czy kulisami produkcji telewizyjnych, jak i osobom, które po prostu lubią ciekawe historie i dobrze bawili się oglądając perypetie zmienników, prezesa Ochódzkiego albo mieszkańców pewnego ursynowskiego bloku. Przekaż wieści dalej!
miś na miarę naszych możliwości